Agnieszka

Czas na moje wspomnienia związane z utratą zapachu i smaku. Był luty 2020 – koronawirus szalał w Chinach, pukał do kolejnych europejskich krajów, ale Polska była od niego wolna. Media powoli podłapywały temat – kiedy będzie pierwszy przypadek, ale wszyscy żyliśmy w przekonaniu, że wystarczy myć ręce i będzie dobrze. Ot, taka grypa.
Mój syn kończył 5 miesiąc kariery żłobkowej – w zasadzie był tam tylko zapisany, bo co do niego trafił, wracał chory. Przy okazji zarażał błyskawicznie też nas – ciąg chorób zaczął się u mnie we wrześniu, w lutym katar, chore gardło i kaszel były dla mnie już stanem permanentnym, przechodzącym na 2-3 dni. Tak że się już przyzwyczaiłam do bycia chorą i kiedy zdrowiałam – byłam zdziwiona. Stan zdrowia nie trwał jednak długo.
Dlatego kiedy zrobiłam sobie ukochaną herbatę i nie poczułam jej smaku, w pierwszej chwili nie zwróciłam na to uwagi. To był poranek, syn znowu chory, a herbata dawała mi wiele przyjemności – po wielu latach poszukiwań znalazłam taką herbatę, jakiej smaku długo szukałam. W ferworze czynności koniecznych do wykonania przy małym dziecku dopiero po kilku minutach zaczęłam się zastanawiać, czy napiłam się herbaty, czy wody. Wzięłam więc kolejny łyk i znowu… bez smaku i zapachu. Tylko konsystencja nieco inna, jakby cięższa niż zwyczajna woda. Ale coś było nie tak. Wzięłam więc kostkę czekolady i poczułam, jakbym wgryzła się w mydło. Nie było jednak tego charakterystycznego posmaku, który sprawia, że mydło trzymamy z daleka od ust. Była tylko konsystencja, woskowa i nijaka. Powąchałam więc perfumy – mój ulubiony zapach znikł, a w ozdobnym flakoniku pływała tylko żółtawa woda.
Ten stan trwał tydzień. Przez tydzień moje relacje z jedzeniem stały się chłodne – napełniało mój brzuch, ale nie dawało żadnej przyjemności. Zazwyczaj zaczytana w przepisach na dania, których jeszcze nie jadłam, nie miałam ochoty do nich zaglądać: jedzenie i tak miało tylko konsystencję, a więc utraciło to, co najważniejsze, wrażenie smakowe.
Ale ucierpiał na tym też mój syn. Zapach pełnej pieluszki zawsze był sygnałem, że trzeba ją zmienić. Zmęczona i chora, zajmująca się mnóstwem domowych obowiązków notorycznie zapominałam, że tym razem zapach nie powie mi, że pieluszka jest pełna. Przypominałam sobie po czasie, przez co pupa mojego syna robiła się coraz bardziej odparzona. Byłam na siebie o to wściekła, a jednocześnie zrozumiałam, jak ważnym znakiem w życiu jest zapach, i to nie tylko pełnej pieluszki. Smaki i zapachy inicjują w nas różne działania, częściej niż sobie to uświadamiamy. Po tygodniu, z pomocą antybiotyku, wszystko wróciło do normy. Ten stan uświadomił mi jednak, jak ważne są węch i smak. I że w momencie, kiedy je tracimy, tracimy ogromnie ważną część życia.
Tagi: Brak tagów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są *