Omg, co jedliśmy… generalnie wszystko normalnie, tylko bez smaku. Makarony, ryż, warzywa. Myśmy sobie robili normalne żarcie, bez różnicy. Po prostu niedoprawione. Przesolone. Tak myślę, ale nie wiem na 100%.
Bo – mówiłem sobie – choroba chorobą, ale jeść muszę dobrze! W drugim tygodniu, jak już było lepiej, lepiłem pierogi. Czemu? Bo miałem ochotę! Oczywiście jako zero kulinarne pierdoliłem się z tym cały wieczór – kochana, wyszło ich 50, a może 60. Nie smakowały.
Więc możesz mówić o mnie co chcesz, ale ja przynajmniej się starałem o domowe ognisko.
Dodaj komentarz