Julia

Ja covida miałam 3 razy. Pierwszego miałam takiego z jakimiś płucnymi sprawami i wtedy było wszystko ok, ale wtedy zaczęłam już mnóstwo rzeczy gotować. Już po prostu był lockdown paromiesięczny i bardzo dużo gotowałam. Ale potem, w październiku 2020 miałam tego covida bez smaku i zapachu. I to był po prostu najgorszy okres mojego życia. Najgorszy po prostu, najgorszy! Mimo tego, że wcześniej po prostu wydawało mi się, że prawie umrę przez te płuca to tak samopoczucie przy braku zapachu i smaku było po prostu… No okropne!
 
Pamiętam, że zaczęło się to tak, że Tosia Kolo, taka blogerka kulinarna, wrzuciła przepis na dynię Hasselback. I postanowiłam, że zrobię tę dynię. Miałam akurat dynię nelson, tę niebieską, którą bardzo lubię. No i zrobiłam ją tak właśnie: podłożyłam pałeczki, tak, żeby się ta dynia do końca nie pocięła. Pięknie ją pokroiłam w idealnie równe paseczki, użyłam takiej harissy różanej z firmy Belazu, takiej londyńskiej, która jest po prostu genialna! Płatki soli, jakiś sok z limonki! No po prostu oczekiwania moje były bardzo wygórowane. No i zrobiłam tę dynię i ona wyglądała zajebiście! Po prostu przepięknie wyglądała.
No ja ją zjadłam – spróbowałam i sobie pomyślałam: kurde, no nie tego się spodziewałam. Po prostu po tych wszystkich moich wyobrażeniach, no… To nie było to. I stwierdziłam: dobra, no to może zmiksuję to na krem i wtedy to już na pewno będzie dobre. Mówię – dobra. No już nie pamiętam, co tam dodałam do tego, czy jakiś tam bulion, czy śmietanę, czy mleko kokosowe, coś tam dodałam do tego, zmiksowałam to wszystko. No i próbuję i mówę: mmm, no nadal złe. Jak to może być złe? I zaczęłam to doprawiać i stwierdziłam, że doprawię to takimi przyprawami trochę stylu… No, takimi indyjskimi. Czy dałam jakieś curry czy…? Nie, pięciu smaków to nie. No, ale jakieś takie, no nie wiem… O, albo ras el hanout nawet próbowałam. No generalnie wszystko tam zaczęłam dodawać. I pamiętam, że było tam dużo cynamonu i ja się zorientowałam, w pewnym momencie, że kurde! Ja w ogóle nie czuję tego cynamonu! I pobiegłam… I teraz nie pamiętam po co – albo po cynamon taki zmielony, albo po czosnek, jedną z tych dwóch rzeczy i pamiętam, że powąchałam i nie czułam nic! I po prostu na tej dyni Hasselback zaczęłam tracić smak i to trwało… Ogólnie nie wiem, do dwóch godzin? Dwie godziny zanim ten smak totalnie straciłam. Wcześniej coś się musiało dziać, skoro piekłam tę dynię i nic tam… A to nie była ta dynia tylko ten brak zapachu. No i od tej pory nie tknęłam kremu z dyni. Do dzisiaj.
Próbowałam tej zupy. Była obrzydliwa! Po prostu obrzydliwa była ta zupa. Aż mi się podnosi jak o tym mówię. Była taką papką, jeszcze ten kolor był taki brzydki. Fuj, te przyprawy po prostu wszystkie! Pamiętam, że mój chłopak ją zjadł wtedy, powiedział, że jest całkiem smaczna. Więc ja już w ogóle, nie wierzyłam mu i patrzyłam na niego po prostu jak na wariata – przecież to jest obrzydliwe! Bo jeszcze pamiętam, że miałam jakieś resztki smaku czy tam węchu, ale takie już naprawdę… No że po prostu mi to nie smakowało. I pamiętam, że ostatnio zamówiliśmy ze znajomymi pizzę i oni zamówili pizzę z sosem… Zamiast pomidorowego sosu był dyniowy taki krem. Po prostu płakałam. Nie jestem w stanie jeść dyni w takiej formie zjeść. Bardzo lubię dynię, nadal. Jest taka świetna dynia z daktylami, orzechami i miodem, i z masłem, uwielbiam ją. Ale ona jest pieczona, tam jest ta tekstura. Dynia bez tekstury – no nie ma szans. Minęły dwa lata, po prostu aż mnie odrzuca jak o tym opowiadam.
 
No i tak się rozpoczęła moja przygoda z brakiem smaku. Byłam strasznie załamana. Chodziłam i wąchałam rzeczy cały czas, po prostu ukradkiem, żeby nikt mnie nie widział. Chodziłam i zaglądałam do szafek i wąchałam – kakao, kawa, i nic, po prostu nic! Wpadłam w jakieś stany depresyjne, byłam przekonana, że nigdy więcej w życiu nie będę nic czuć! Byłam przekonana! To było tak silne, że po prostu byłam pewna, że już nic więcej nie poczuję.
I nie chciałam jeść, przestałam jeść. Chyba z 3 czy 4 dni jadłam po prostu takie rzeczy w stylu… No właśnie nawet nie pamiętam co, ale nie za bardzo. Jakby, nie za bardzo jadłam. I pamiętam, że zorientowałam się jedząc czipsy, że o! To ma fakturę! Ciekawą! Taką teksturę, o może tak. I pamiętam, że zamówiłam kubełek kurczaków z KFC – to był ostatni raz jak go zamówiłam wtedy – po to, żeby poczuć jakąkolwiek chrupkość, teksturę, żeby coś tam się działo. Zjadłam gryza i stwierdziłam, że to i tak jest tak samo niedobre jak wszystko inne. Ale… Powiedzmy, że te dwa gryzy, czy jeden, były ok.
 
No straszne to było. No i powoli mi ten smak wracał. Nie pamiętam, ile go nie miałam. Myślę, że z 3 tygodnie to nie czułam nic, tak po prostu null, zero. No i potem mi jakoś to tam wracało.
 
To było w październiku. Tydzień czy dwa później, jak już mi ten smak wrócił po tym covidzie przeprowadziłam się do Warszawy i chyba w grudniu przyjechałam do rodziny do Tychów i mama zapytała, co mi zrobić do jedzenia. Ja powiedziałam – leczo. Robisz takie pyszne leczo! No i zanim tam się odbyły te urodziny w sobotę to w piątek byłam u siostry. I robiłyśmy taką tortillę z wegańskim mięchem i dodałyśmy do niej papryki. Zaczęłyśmy jeść i ja nagle wyczułam tę paprykę i powiedziałam – nie, nie jedz tego, ona jest zgnita. Ona się tak na mnie spojrzała i mówi – nie, spoko, słodka. Ja mówię – nie no, stara, to jest zepsute, spleśniałe, mówię ci, zgnite po prostu.
No dobra, no i wyjęła. Ale miała taką dziwną minę. I następnego dnia są te urodziny, czy tam jakaś impreza rodzinna. Mama zrobiła mi to wyczekane leczo. Mój tata zrobił zdjęcie jak mama pokroiła 4 rodzaje papryki! Łącznie z tą taką… chyba nawet jeszcze polską odmianą, tą żółtą. Tą z okolic Krakowa, igołomską, o! No uwielbiam po prostu! No i jest stół, przy którym siedzi chyba z 13 osób, wszyscy zaczynają jeść to leczo. Ja biorę łyżkę i po prostu… Wypluwam to. Patrzę się – nikt się nie rusza, wszyscy jedzą! No żrą po prostu to leczo! No i tak tyrpam mojego chłopaka i mówię – ej, dobre to jest? No, pyszne! I je dalej! Mówię, ej, wiesz co, spróbuj mojego. No i tak bierze tę miskę, patrzy się tak na mnie dziwnie – nie no, dobre, o co ci chodzi? I ja mówię – nie no, nie ma szans! No i tam… No, tak zrobiłam, że mama nie widziała. No i potem się skończyła ta kolacja i wieczorem mówię – mamo, wiesz co? Bo ja chyba nie lubię papryki. To było obrzydliwe! No i przyznałam im się, że to po prostu było… Prosto w oczy przyznałam im się, że mamo, to naprawdę nie chodziło o to, że ty to źle zrobiłaś. To było po prostu obrzydliwe, jak zgniłe, spleśniałe żarcie! No i po prostu okazało się, że tak smakuje teraz papryka. Myślę, że dopiero z pół roku temu, czyli po półtora roku poczułam z powrotem smak słodkiej papryki, natomiast czasami rzeczywiście, na przykład jak używam takiej papryki sproszkowanej do czegoś, albo coś jest, jakiś sos paprykowy, albo na przykład ajvar to właśnie czuję w tle jeszcze taką nutę tej zgnilizny.
Ale gdzieś wyczytałam, że im więcej się tych rzeczy je tym szybciej ten smak wraca, więc po prostu pozmuszałam się trochę do jedzenia papryki w lecie, więc już ta papryka jest ok. Ale… Nie no, po prostu obrzydliwa była. I wiesz, ja każdą paprykę brałam i ją oglądałam, czy ona nie jest spleśniała, dawałam ludziom do wąchania, no po prostu patrzyli się na mnie jak na debilkę. Ale tak.
 
Więc papryka, no i jeszcze kawa. Kawa też bardzo długo była niedobra i też właśnie miała taki zapach tej zgnilizny i takiej spalenizny. W ogóle wszystkie rzeczy, które obróbce termicznej poddane, takiej, która się łączyła z przypaleniem czegoś – na przykład palone masło, właśnie kawa, nie wiem, jakieś grillowane rzeczy, wszystkie te brązowe części na początku smakowały, jakby były takie mocno spalone, uwędzone, trochę jak benzyna. Może jak popiół trochę? No ale potem to zaczęło rzeczywiście przechodzić. Natomiast papryka trwała najdłużej. Do tej pory mi zostało, że jak ktoś opowiada o tym, gdzieś na jakiejś imprezie czy wśród znajomych, że nie miał smaku, zapachu, że po tym jeszcze miał problem z jakimiś smakami to ja zawsze się pytam o tę paprykę! Że może znajdę na świecie bratnią duszę, któremu też ta papryka nie smakowała i jeszcze nie znalazłam tej osoby.
 
Natomiast spotykam się z wieloma osobami, które z kawą miały problem. No ale nie z papryką… Ale pamiętam, że wtedy odkryłam fajniejsze kawy, zapytałam kolegi, który siedzi w różnych przelewach i innych dobrych kawach – po prostu poleć mi coś super dobrego. No i polecił mi taką super fajną kawę i pamiętam, że zapach tej kawy… Ona akurat w smaku ma takie aromaty herbatników, truskawkowej śmietanki i jeszcze czegoś, czekolady chyba. I pamiętam, że jak poczułam zapach tej kawy to to był pierwszy raz, kiedy poczułam właśnie te aromaty, które rzeczywiście tam są wypisane na tej kawie – trochę właśnie czegoś słodkiego, waniliowego, trochę jakby ciasteczka, czekolada, truskawka, śmietanka… I dopiero to wtedy poczułam i dopiero zaczęłam już tak rzeczywiście wąchać tę kawę i mieć zapach tej kawy z powrotem. Na miejscu. A wcześniej, jak próbowałam powąchać taką kawę w knajpie zwykłej, która się nie zajmuje parzeniem kawy tylko w jakiejś tam, powiedzmy, cukierni no to po prostu nie mogłam. Nie mogłam!
 
Więcej wącham jedzenia od tego czasu, bo upewniam się, czy ta rzecz nie ma tego smaku i zapachu, który miałam przy papryce i przy kawie. Ale też na przykład przestalam jeść niektóre rzeczy albo zaczęłam może też bardziej zwracać uwagę, może też przez to, że więcej gotuję to też zaczęłam zauważać… Na przykład jak moja mama czasami coś gotuje z mrożonych rzeczy to może wcześniej tak nie zwracałam na to uwagi a teraz ja to tam czuję. Ale to też pewnie z tego, że więcej gotuję, bo więcej siedziałam w domu.
 
A teraz, przy tym ostatnim covidzie… Miałam teraz kwarantannę. Bo wcześniej nie miałam kwarantanny takiej, wiesz, ustawowej, nazwijmy to, tylko po prostu siedziałam w domu. No tak w ogóle był lockdown, więc wszystko było zamknięte. A teraz miałam taką kwarantanną dziesięciodniową, gdzie po prostu miałam klikać na telefonie w aplikacji Kwarantanna i nie mogłam wyjść z domu. No i tak, jak przy poprzednich lockdownach po prostu gotowałam. Niestety teraz… Mówię niestety, bo po prostu jest to zgubne bardzo, ale są zakupy na aplikacjach, więc mogłam sobie zamówić co tylko chciałam, no i siedziałam po prostu przed tym kompem, pracowałam przed kompem w kuchni, gdzie sobie zrobiłam biureczko, codziennie pracowałam, po czym brałam komputer do pokoju obok oglądać na przykład jakieś programy kulinarne na kanapie, nadal na komputerze. Więc moja liczba kroków dziennie zmniejszyła się do 46. Więc przynajmniej gotując coś robiłam, stałam i byłam zajęta. Tak że tak, no gotowałam. Gotowałam dla siebie w sumie, chociaż już pod koniec, jak już się zbadałam i nie miałam już testów pozytywnych to upiekłam na przykład tort marchewkowy i wysłałam Uberem koledze, który też ma covida. Tak że tak sobie po prostu przesyłaliśmy paczki jedzeniowe. I w trakcie lockdownu na Wielkanoc w 2021 roku też nasze koleżanki były uwięzione, ale wtedy jeszcze były takie zasady, że jak miałaś styczność z osobą, która ma covida to też musisz siedzieć na kwarantannie chyba 3 tygodnie czy coś takiego. To było w trakcie świąt czy tam zaraz przed świętami i pamiętam, że przyjechałam i na skypie też rozmawialiśmy z innymi kolegami na kwarantannie i wymienialiśmy się jedzeniem Uberem – wysyłaliśmy sobie po prostu Uberem jedzenie i na skypie potem razem je jedliśmy. To było fajne!
 
No, i mam większą ochotę na słodkie ostatnio. W trakcie tej kwarantanny miałam wielką ochotę na słodkie, a rzadko mam. Raczej, nie wiem, po kawie, gdzieś tam koło 12 mogę coś małego zjeść, ale nie tak, że po prostu mam ochotę piec słodkie rzeczy i jeść słodkie rzeczy. Więc dużo też słodkości robiłam, jakieś słodkie śniadania, karmelizowane banany, jakieś taki polot miałam słodki!
Po 4 dniach powiedziałam sobie: nie no, dziewczyno, stop! Po prostu wyjdę 7 kg grubsza po tej kwarantannie, bo ja naprawdę się nie ruszałam. No i miałam faktycznie kilka dni przerwy w gotowaniu, no ale potem znowu wróciłam. Stwierdziłam, że nie no, przynajmniej stoję i się ruszam jak gotuję przez te 2 godziny, a po prostu jak nie gotuję to siedzę i zamawiam jedzenie i jem je na siedząco nawet się nie ruszając, więc może lepiej stać i gotować.
 
Ale też miałam… Bo jak gotuję dla kogoś albo jak przychodzą znajomi i jemy coś to nie mam też przestrzeni na eksperymentowanie i robienie czegoś po raz pierwszy. Bardzo rzadko zapraszam kogoś na jedzenie, które robię po raz pierwszy. Przeważnie muszę mieć to testowane wcześniej. No a w trakcie kwarantanny mogłam sobie testować, próbować, robić różne rzeczy, których bym nie zrobiła dla kogoś. A najbardziej lubię gotować dla kogoś, a nie dla siebie, więc też miałam przestrzeń na to, żeby coś mi nie wyszło i też tam jakieś 2 rzeczy wywaliłam do kosza po prostu, bo były niedobre albo stwierdziłam, że nie, dobra, to się nie nadaje do jedzenia po prostu. Więc też miałam przestrzeń na to, żeby testować.
A im jestem starsza, tym bardziej staję się oczywiście jak moja mama, na którą narzekałam przez całe życie, no wiadomo, że tak to… Jak byłam dzieckiem, narzekałam, że ona tak ma a teraz przeszkadza mi, że ja robię coś inaczej niż ona. I poczułam to w tym gotowaniu – że ja, jak zapraszam gości to przygotowuję się 2 tygodnie wcześniej. Myślę, co będzie. Chodzę po sklepach, sprawdzam, oglądam. Lubię, żeby wszystko było w jednym klimacie, czyli jak zrobiłam thanksgiving to wszystko było thanksgiving, jak zrobiłam meksykański wieczór to wszystko musiało być z Kuchni Świata czy tam jakichś meksykańskich sklepów, żeby wszystko pasowało. No i przeważnie muszę mieć wszystko w jednym takim moodzie. Więc też muszę sobie usiąść, zaplanować. Mam wielki notes, w którym notuję. Piszę co i kiedy mam zrobić. Rozpisuję wszystkie rzeczy, które muszę zrobić i też wiem, że o, to może postać w lodówce jeden dzień a to muszę zrobić zaraz przed podaniem, więc jestem bardzo zorganizowana. Więc ciężko mi właśnie potem robić coś… Raczej mam tak, że jak zapraszam gości to wszystko jest zaplanowane i robię tyle, ile mogę z tej listy i daję sobie luz na to, że na przykład, o nie zdążę zrobić dwóch rzeczy albo zdążę zrobić dwie dodatkowe rzeczy. Ale one są na pewno wcześniej na liście.
Tagi: Brak tagów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są *