My na szczęście nie straciliśmy smaku, a gotowałam normalnie. Tylko węch straciliśmy oboje. Więc zapachy były, ale tylko dzieci je czuły. No więc zawsze pytałam dzieci, czy czują. Ja węch odzyskałam szybko, po jakimś tygodniu, może dziesięciu dniach. Bartek dopiero po jakimś miesiącu. Dzięki temu mogłam zrobić kalafiorka, którego Bartek nienawidzi, i nawet o tym nie wiedział.
Ale to też było dla niego dobre pod tym względem, że nie kusił go zapach tostów. A zapach tostów, wiadomo, skusi umarlaka o północy. Łatwiej wtedy zachować dietę.
Nie do opisania doznaniem jest smażenie waniliowych racuszków i niewyczuwanie ich cudownego zapachu. Albo kurczaka! Smażyłam oczywiście z papryką wędzoną i on zawsze tak pachnie, a tu nic. I jakież było moje zdziwienie, jak posmakowałam sos, a tam smak nieziemski jednak!
No racuszki i kurczaka zapamiętam na zawsze. Pierwsze to był megasmutek, drugie – megawow. Ale moment, w którym poczułam zapach chleba pieczonego przez Bartka – max gwiazdek!
Dodaj komentarz