Karolina

My chorowaliśmy jesienią 2020 roku, czyli to była druga fala covidu. To, że się rozchorowałam to było jedno, ale nie przypuszczałam, że to ta choroba… Jedyna wtedy słuszna, bo wtedy tylko ta choroba istniała.
Po prostu w codziennym natłoku obowiązków zaczęłam myć łazienkę. I w pewnym momencie zauważyłam, że nie czuję zapachu Domestosa, którego używam i to był moment, kiedy zorientowałam się, że nie czuję w ogóle zapachów. Zaczęłam wtedy wszystkiego próbować, no bo skoro nie czuję zapachu to pewnie straciłam też smak – i okazało się, że tak. Szybciej zauważyłam to, że nie czuję niż to, że nie czuję smaku.
Wszystko smakowało jak… nic. Brak węchu, brak smaku powodował to, że wszystko smakowało tylko fakturą jedzenia a nie znajomymi smakami. Więc wszystkie żarty w stylu „ooo, teraz nic nie czujesz, nic ci nie smakuje to na pewno schudniesz po takiej kuracji” były absurdalne, bo to nie tak do końca, bo właśnie człowiek ma taką większą potrzebę: „a to jeszcze to spróbuję, a może tego spróbuję”. Ktoś powiedział, że kwaśne się czuje, no to spróbuję tego ogórka. Ktoś powiedział, że szybciej wraca słodki smak, więc trzeba coś słodkiego zjeść. I było wiele takich rzeczy, których się próbowało tylko po to, żeby się przekonać czy to już – a to ciągle jeszcze nie.
A ponieważ jestem osobą, która lubi jeść i lubi gotować to utrata tego smaku była takim bardzo przykrym doświadczeniem z tego powodu, że ja każdego dnia przez cały czas obsesyjnie o tym myślałam. Bo już tak bardzo chciałam poczuć smak czegoś co jem!
Mówiąc ogólnie, utratę smaku i węchu określiłabym jako rozczarowujące każdego dnia. Może jak ktoś… Nie wiem, nie lubi, nie docenia tego, jak smakują rzeczy albo nie lubi gotować na przykład, to jest mu wszystko jedno. Ale dla kogoś, kto docenia, kto naprawdę to lubi to brak tej istotnej rzeczy w ciągu dnia jest strasznie frustrujący. Taki… Że po prostu każdy dzień się zaczyna myślą o tym. I to nie jest przesadzone, że ciągle się o tym jedzeniu myślało. Tym bardziej, że my z mężem byliśmy chorzy, nasze dziecko nie, i mieliśmy zupełnie inne objawy tej choroby. Bo ja poza utratą tych zmysłów przechorowałam covid dosyć łagodnie, natomiast mój mąż miał objawy bardziej takie bólowe, ale nie stracił ani na chwilę tego węchu czy smaku, więc tutaj znowu wychodzi, że syty głodnego nie zrozumie i ta moja frustracja, że on je i jemu smakuje była jeszcze większa. A znów jego, osłabionego chorobą, nie ciągnęło do pysznego jedzenia i dogadzania sobie. Jakby nie doceniał tego, że czuje! Dużo frustracji w tym było.
W sumie nie miałam tego węchu i smaku przez około 2-3 tygodnie. To było frustrujące, zwłaszcza, że jako żona i matka, która została uwięziona z resztą rodziny w domu, musiałam przygotowywać reszcie – która miała węch i smak – posiłki.
No i pamiętam zamówienie z takiej wegańskiej restauracji w Gliwicach.  W tym całym zmęczeniu, i też ta sytuacja pandemiczna była taka, że zamawiało się więcej trochę jedzenia do domu, chciało się wesprzeć tych lokalnych przedsiębiorców. I zamówiliśmy takie pyszne… Znam ten smak doskonale! Pyszne tortille z mnóstwem dodatków. Mnóstwo rzeczy, warzyw, cudowności w środku, zawinięte w tortillę. To była taka myśl, że już trochę się lepiej czułam, więc może w końcu będę czuła smaki. A tam jest tak dużo takich intensywnych smaków, że pomyślałam – to będzie to. I zamówiliśmy sobie wtedy do domu z dostawą, pan nam to przywiózł, ja byłam taka podekscytowana tym, że to będzie to, ten smak, który zapamiętam jako pierwszy. I jadłam to i po prostu miałam prawie łzy w oczach, bo nie czułam absolutnie smaku. I to jedzenie, mimo, że ono jest obłędnie kolorowe, ma mnóstwo faktur… Było takie niesmaczne. To smakowało absolutnie niczym. Jakby się jadło karton. A podobno była wtedy przepyszna.
A to jeszcze właśnie, że utrata tego smaku i węchu tak długo trwała – one wróciły mniej więcej w tym samym czasie – to człowiek na przykład wącha takie rzeczy jak ocet, jak Domestos, żeby sprawdzić, czy już jest ten powrót. A z niebezpiecznych rzeczy, które niosą za sobą to, że nie ma się smaku i nie ma się węchu jest to, że można zginąć w pożarze albo umrzeć, albo się gdzieś poważnie zatruć, bo wbrew pozorom te zmysły dają nam duże bezpieczeństwo i kiedy ja siedząc, odpoczywając w drugim pomieszczeniu gotowałam obiad, tylko moje dziecko pytało: „Mamo, gotujesz coś? Bo chyba coś się przypala!”. I wtedy dopiero biegiem do kuchni, bo faktycznie, ten zmysł, jak jest wyłączony to… Nie wiem, chyba bym dopiero dym zauważyła.
A teraz, jak jestem w ciąży, wyraźniej widzę, jak to działa. Te zmysły, zwłaszcza na początku ciąży, są tak trochę bardziej wyostrzone… To, że ktoś ma nudności, to też wynika bardzo często z tego, że coś nam nie pachnie albo właśnie nie smakuje, ale to jest reakcja organizmu kobiety ostrzegająca, żeby unikała tych rzeczy, żeby się nimi nie struła. Bo wtedy właśnie te intensywne takie zapachy bardzo często kogoś odpychają. Natomiast tak, byłam kiedyś na chrzcinach, strułam się torcikiem i właśnie tutaj tego zmysłu zabrakło, albo może instynktu, że nie powinnam go jeść. No i może faktycznie to jest coś z takich cech pierwotnych, które po prostu w nas siedzą?
Na szczęście minęło i potem już można było się rozsmakować w jedzeniu. Wydaje mi się, że smak i węch wróciły tak z dnia na dzień, po prostu któregoś ranka się obudziłam i coś spróbowałam, czy może powąchałam…? Po prostu już czułam. Nie, że tak stopniowo, tylko nagle po prostu to wróciło na miejsce.
Czy w takim normalnym wymiarze? Wydaje mi się, że w normalnym. W sensie nie, że jakiś smak był słabszy czy mocniejszy, to po prostu tak z dnia na dzień wróciło. Teraz, już po dłuższym czasie wydaje mi się, że więcej używam przypraw. Zawsze używałam ich sporo, ale teraz mam wrażenie, że wybieram takie bardziej intensywne smaki. A z takich rzeczy, na które zwracam bardziej uwagę – w sumie nie myślałam o tym wcześniej – to jest to, że jak przygotowuję jedzenie to staram się, żeby ono miało różną fakturę. Żeby było coś i twardszego i bardziej miękkiego, żeby faktycznie była jeszcze ta różnorodność czuciowa.
I myślę, że ta utrata smaku czyni ze wszystkich takich trochę bardziej kucharzy – jakkolwiek to dziwnie brzmi – ale dlatego, że potem się właśnie próbuje tego. Że człowiek tak bardzo za tym tęsknił, że powrót do tej normalności jest doświadczeniem takim bardziej… wzniosłym!
Tak że taka jest nasza historia niesmaczności. A kilogramy wróciły na swoje miejsce.
Tagi: Brak tagów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są *