Jarek

Możesz nie wiedzieć, że to miałaś! Są ludzie, którzy przechodzą to całkowicie bezobjawowo, zupełnie. Najśmieszniejsze jest to, że, na przykład, dwie osoby mieszkają z sobą, jedna jest bardzo chora, a druga w ogóle nie ma nic. U nas zresztą tak było: nasze dzieci nie miały żadnych objawów, kompletnie. A my przeszliśmy to tak klasycznie bardzo.
 
U nas to wyglądało w ten sposób, że ja byłem w ogóle osobą, która była wystraszona tą całą chorobą. Ewidentnie byłem wystraszony, dlatego, że jestem alergikiem. Alergicy są w grupie ryzyka, a ja jestem jeszcze w dodatku takim alergikiem, który, jak już się rozchoruje na tę swoją alergię, to bardzo często zapada na jakieś komplikacje płucne. Więc kiedy się dowiedziałem o tym, że to wpływa rzeczywiście na płuca, że mogą być bardzo duże problemy z oddechem, że mogą być problemy u ludzi, którzy są astmatykami… To był dla mnie taki temat… No ja jestem w tej grupie, więc próbowałem na siebie chuchać i dmuchać jak się tylko dało. Chodziłem w maseczce, starałem się raczej nie odwiedzać żadnych miejsc, które są wypełnione ludźmi i tym podobne.
 
A zdarzyło się tak, że to Agnieszka zachorowała pierwsza. I jak ona zachorowała, a miała klasyczne objawy – czyli od razu natychmiastowy ból głowy, natychmiastowy ból w plecach, takie kłucie w plecach, ból płuc, taki ciężar, jak gdyby ktoś ci położył kilogramowy woreczek z czymś na klatce piersiowej – tak, że ciężko ci się oddycha. Wszystkie te rzeczy i oczywiście automatycznie spadek energii, gigantyczny. To jest największa rzecz wspólna, którą mieliśmy – ogromny spadek energii, ogromny! Taki, że idziesz spać, śpisz 12 godzin, po 12 godzinach człowiek jest wyspany, ale nie – to jest ta choroba. Następnego dnia śpisz 12 godzin dalej i tak dalej i tak dalej.
 
Więc najpierw Agnieszka była chora – i tak się dziwnie złożyło, że ja nie. I to trwało… z 5 dni? Ona leżała plackiem zupełnie, a ja byłem w zupełnej formie, całkowicie, idealnie, i mówię: kurczę, może będzie tak, że ja jednak to przejdę bez żadnego problemu?
Ale po 5 dniach… no dosłownie ścięło mnie z nóg. Nagle, jednego dnia. Dokładnie zresztą pamiętam, kiedy to było, bo pojechaliśmy właśnie na test. Agnieszka bardzo źle się czuła w piątek i myśmy już w ten piątek nie chcieli nic robić, więc minął piątek, sobota, niedziela, poniedziałek, i we wtorek mieliśmy zamówiony do wykonania test. Pojechałem z nią tam do tego… wiesz, takiego namiotu, w którym się te wymazy robi.
I tego dnia wróciliśmy do domu i czuję, że zaczynam zasypiać. To był mój pierwszy objaw. Siedziałem przed komputerem, przy moim stanowisku pracy zdalnej, dzwonię do swojej firmy, mówię, że spokojnie, działamy tak, jak zawsze. Zapytali mnie jeszcze czy dam radę zrobić to, co tam było do zrobienia, powiedziałem, że nie ma problemu, oczywiście. I ja czuję, że zaczynam się robić senny. Poszedłem spać. Obudziłem się o 14:00, zadzwoniłem do pracy i powiedziałem, że nic nie zrobiłem, bo ja po prostu czuję, że jestem chory, ewidentnie.
 
I to był największy wpływ na mnie, jaki miała ta choroba, od razu tego pierwszego dnia: senność. I jak się położyłem, tak poczułem, że zaczynają mnie boleć nogi, łydki… O, to jest kolejny taki bardzo ciekawy objaw! Łydki i nogi zaczynają cię boleć jakbyś wróciła z gór. I mieliśmy wspólny ten objaw. I ja mówię: o Boże, to jest to. No bo już poszedłem spać, zaczęły mnie boleć nogi, a Agnieszka najbardziej narzekała właśnie na nogi. Już się zacząłem bać tego co będzie z tym oddechem i tak dalej, wkrótce się zaraz pojawiły te dodatkowe symptomy, czyli kłucie w plecach.
 
I nagle czuję, że przestaję mieć powonienie tak, jak należy, smak się zatracił – a Agnieszka też to miała. No i sama choroba trwała u nas mniej więcej tydzień tego najcięższego momentu, że czuje się to zmęczenie, że nic się nie chce, że się śpi, i tak dalej.
Więc myśmy mieli wszystkie te klasyczne objawy, jak na broszurze: wszystko odhaczone. Dokładnie wszystko odhaczone, plus kilka takich symptomów, których na niej nie było, czyli na przykład ból nóg. Bardzo ciekawe zjawisko, takie uczucie zmęczonych nóg.
 
Mnie ten brak węchu nie uderzył tak bardzo jak smak, bo smak zwykle mam, natomiast węch, ze względu na to, że jestem alergikiem, mam bardzo często upośledzony. Że przestałem coś tam czuć to ok, ale w tym momencie, jak jesteś chora na ten covid to nie czujesz w 100%. A ja jak mam jakiś objaw alergiczny to mocno nie czuję, ale powiedzmy, jak jest coś bardzo intensywnego – na przykład perfum z bliska to jestem w stanie go wyczuć. A często mam to tak długo, po parę miesięcy nawet, że dla mnie nieposiadanie tego bodźca węchowego nie jest jakąś katastrofą. Mogłem tego nawet nie zauważyć na początku.
Dla mnie to wyłączenie się węchu nie było takim dramatem jakim było wyłączenie się smaku.
 
To jest tak, że mówi się, że żeby był i działał smak, musi być węch. Ktoś kiedyś mówił o takim eksperymencie, że jeżeli sobie zatkasz nos i spróbujesz coś zjeść to zobaczysz, że będziesz zupełnie inaczej to smakować. Nie robiłem chyba tego eksperymentu, ale złożenie się tych dwóch elementów podczas covidu, że i smak ci się wyłącza i węch, odczułem bardzo mocno. Tak bym powiedział. Ja lubię jeść i lubię sobie smakować różne rzeczy i wyłączenie tego z życia to jest naprawdę… smutne. To jest smutne. Jesz coś… no i co z tego? Bierzesz czekoladę, no i wiem, że to jest czekolada, ale to jak gdyby ktoś z przeszłości ci to nagle mówił: „wiesz, że to jest czekolada, prawda? To jest słodkie, fajne”, no i zjadasz tę czekoladę, no i… jakaś substancja. Nie umiesz powiedzieć nic na jej temat. Po prostu spożywasz – i tyle. Ten brak smaku w pewnym momencie zaczął mnie już drażnić. Nie ma w tym w ogóle tej przyjemności i to mnie zaczęło męczyć po kilku dniach do tego stopnia, że się zacząłem denerwować – no dobra, jem, i co z tego? Dla mnie to najgorsza rzecz.
 
A jeśli chodzi o tę warstwę kulinarną, to powiem tak. Pierwszy dzień, kiedy nie czujesz smaku, to jest taki dzień: nic się nie stało, wszystko w porządku. Drugi dzień: ok, bo jestem chory. Trzeciego dnia zaczyna mi się pojawiać takie zjawisko… Boże… no ja nie mam smaku, a już bym chciał coś poczuć, ale nie czuję tego. Zaczęło mi brakować tego smaku. I to u mnie trwało znacznie dłużej niż u Agnieszki. Tu jeszcze było 5 dni przesunięcia, więc wiedziałem, co mnie będzie czekać, ale i tak zdarzyło się tak ostatecznie, że ona wyszła szybciej z choroby, a ja znacznie, znacznie dłużej, ja sądzę, że nawet do teraz z niej wychodzę. A już minęło prawie 2 miesiące.
Później, jak kolejny tydzień już mija i nie masz smaku to już zaczyna być irytujące, mnie to już denerwowało. Nie miałem smaku przez 1,5 do 2 tygodni i tak mnie to irytowało, do tego stopnia, że w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, że może u mnie ten objaw jest jednak inny, może bardziej byłem na niego podatny i coś mi się bardziej uszkodziło.
 
To, co najbardziej mnie uderzyło to sushi. Już się dobrze czuliśmy tak fizycznie, ale jeszcze nie czuliśmy smaku i zapachu. Nie pamiętam, czy Agnieszka już odzyskała ten smak i zapach, ale ja w każdym razie na pewno nie. Zamówiliśmy sushi.
I jest taka pasta – wasabi. I ja jej nie umiem zjeść na co dzień. Ona jest dla mnie nie do przejścia. Biorę taki maluteńki kawałeczek, tylko na spróbowanie i czuję jak mi łzy płyną po twarzy. Tego dnia jak jadłem to sushi – ono było dla mnie bez smaku, ale ja sobie go trochę wyobrażałem. Na takiej zasadzie, że o kurczę, ja wiem, teraz jem to sushi, mnie to tak smakuje zawsze, to jest cudowne i tak dalej! I to zjadam – i tak zjadam i czuję, że… wiesz, jakby ktoś cię we śnie czymś karmił. Na zasadzie, że ja to zjadam, ale ja sobie tylko wyobrażam ten smak, a on nie istnieje.
No i najbardziej śmieszna sytuacja była, kiedy powiedziałem: no to ja spróbuję sobie zjeść tego wasabi, tylko tak trochę więcej. I wyobraź sobie, że wziąłem sobie tej pasty na łyżeczkę, już tym razem, nie na patyczek jak do tej pory. Tylko mówię: biorę to na łyżeczkę! Wziąłem to na łyżeczkę i… nic! Ale absolutnie nic. Wziąłem tę łyżeczkę i czułem, że drętwieje mi język. Nic poza tym. Czyli do tego stopnia jest upośledzony ten smak, że czujesz tylko, że drętwieje język. Mówię, kurczę, nawet mi nie łzawią oczy, nie wierci mnie w nosie, jak przy tych ostrych przyprawach.
 
No i to była taka rzecz, którą na pewno zapamiętam na zawsze, bo jak już wyszliśmy z tego, kiedy już wrócił ten smak, no to pierwsza rzecz, którą sprawdziłem to wasabi i… no, już jest, tak. Łzy popłynęły. Wszystko działa.
Tagi: Brak tagów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są *