Paulina

Ta historia wyglądała w ten sposób, że ja się pochorowałam i potem, jakby, wyzdrowiałam. I odwiedziłam moich rodziców, którzy właśnie skończyli swoją kwarantannę. I po tym spotkaniu, na drugi dzień, znowu się pochorowałam i było to przykre, bo sobie pomyślałam, że jak to się mogło wydarzyć w ogóle, dlaczego to mnie dotyczy. Znaczy, ja jeszcze wtedy nie podejrzewałam, że mam koronawirusa, ale myślałam, że po prostu mam problem z zatokami. No i sobie to bardzo wyrzucałam, że pojechałam ich odwiedzić, ale z drugiej strony sobie tłumaczyłam, że przecież nic nie mogło się stać. No i tak sobie tłumaczyłam i czułam, że mam zawalone zatoki, miałam straszny ból głowy i po prostu no rzeczywiście nie czułam zapachów ani smaku. No i to trwało przez jakieś, powiedzmy, 2-3 dni i potem nagle pewnego dnia ugotowałam takie bardzo ostre danie, bo lubię gotować ostre potrawy, i zaczęłam jeść i tak sobie uświadomiłam, że kurcze, jednak nie mam tego smaku i węchu i że to jest koronawirus. I to, tak szczerze powiedziawszy, jedna z takich najbardziej traumatycznych wydarzeń. Czułam się zdezorientowana i od tego momentu zaczęłam dużo googlować na ten temat, czytałam różne fora, wypowiedzi różnych ludzi i oczywiście się nakręcałam przez to. Bo jest procent ludzi, już nie pamiętam, jaki, że wiem, że ci ludzie po prostu całkowicie nie odzyskują tego węchu i smaku i tak żyją, dopada ich depresja, jakaś apatia jedzeniowa. No i jest to coś strasznego, bo ja też uwielbiam jeść, uwielbiam gotować, uwielbiam indyjską kuchnię, która jest bogata w przyprawy, w różne smaki i takie niuanse i uwielbiam czuć właśnie tę ostrość, która jest tak na końcu – ona się tak na końcu ujawnia, że najpierw jest ta feeria smaków a potem ta ostrość na koniec, która to wszystko tak podbija. No i czułam się straszliwie. Po prostu nie wierzyłam, że ja sama sobie to zrobiłam, bo pojechałam do tych rodziców, ale z drugiej strony wszystkie przesłanki były ku temu, że to się nie może wydarzyć, że to mnie nie może spotkać. Ale generalnie, no sama sobie to zrobiłam. Ewentualnie może gdzieś w autobusie się od kogoś zaraziłam, ale wątpię, że tak było. No i potem codziennie czytałam o tym i bardzo dużo jadłam wtedy różnych rzeczy o różnych smakach, tak, żeby sobie je może bardziej wyobrazić albo żeby pobudzić moje kubki smakowe, chociaż wiedziałam, że to tak nie działa. I też dużo wąchałam rzeczy, bo wiedziałam, że akurat jeżeli chodzi o węch to można go odzyskać wąchając. No i tak z biegiem czasu zaczęło się trochę polepszać, chociaż to chyba trwało przez około, powiedzmy, dwa tygodnie? Albo półtora tygodnia. I w tym czasie niestety czułam taką panikę. Wiedziałam, że jeżeli mnie to dotknie i ja będę pozbawiona tego do końca życia to że to bardzo na mnie wpłynie negatywnie i że nie wiem, jak się moje życie będzie dalej toczyło jeżeli coś takiego się wydarzy.
 
Potem oczywiście różne zapachy i smaki wracały, ale były jakby wywrócone na drugą stronę. Miałam wrażenie, że to jest taki negatyw. I że właśnie dana rzecz smakuje w ten sposób a ja odczuwałam tę negatywną stronę jakiegoś smaku. Jakieś zanieczyszczenia albo… No takie rzeczy, które właściwie teraz mamy już wpisane cywilizacyjnie w te nasze potrawy i jedzenie. Że ono nie smakuje tak, jak kiedyś i te wszystkie warzywa, które kupujemy w supermarkecie często są oblepione jakimiś maziami, żeby chyba przetrwały? To jest przerażające. No właśnie. Pestycydy, woda, antybiotyki. Właśnie myślałam sobie, że to czuję. Albo bataty – ja uwielbiam bataty i jak je myję to zostaje mi taka… Taka jakby bardzo klejąca ciecz na ręku w takim lekko brązowawym kolorze i wydaje mi się, że to nie jest część batata, nie należy do tego batata tylko, że on jest w czymś tam wymaczany. I tak sobie myślałam, że właśnie czasem te niefajne rzeczy, które tam są przez ludzi umieszczane w tych warzywach… No ale też inne potrawy! No i też teraz jest tak, że…
 
Ogólnie też miałam takie wrażenie, że czuję trochę tak podprogowo to wszystko. Że, jakby, jest w tym taka jakaś nieudolność i taka… Jakbym… Nie chcę powiedzieć „ułomna”, ale czułam się jak osoba taka trochę wybrakowana. I te smaki też się zmieniały po trochu. Na przykład do teraz sos sojowy wydaje mi się, że nie smakuje i nie pachnie, jak wcześniej. Jest odrobinę dla mnie śmierdzący. A ja dużo sosu sojowego używałam wcześniej a teraz, no używam go, ale jakoś tak dziwnie go odbieram. Jeśli chodzi o odczuwanie słonego smaku to tam jest w porządku, ale czuję, że ten sos sojowy ma taki odór jakiś specyficzny. I nie wiem, czemu tak… Wiem, że jest słony, ale nie potrafię tego wyjaśnić. Ale słone rzeczy, tak… Nie przesadzam z solą.
 
Kawa mi też długo nie smakowała a kawa to jest pewnego rodzaju rytuał dla mnie. I było to dla mnie po prostu przykre, że nie mogę się jej tak normalnie napić. Jakoś mi towarzyszyła w ciągu dnia i to mi zostało odebrane. Tak samo chyba jest trochę z mięsem. Wcześniej, jakby, sama nie przygotowywałam mięsa, ale nie byłam stuprocentową wegetarianką. Na przykład u moich rodziców jadłam mięso, czy tam w MacDonaldzie. To też sobie na to pozwalałam. A teraz mam wrażenie, że jeszcze bardziej mnie odrzuca niż wcześniej. Chyba chodzi o zapach i konsystencję mięsa. Chyba o to chodzi.
 
Na pewno jest w tym doświadczeniu taka dezorientacja. Jak zwykle, jeżeli coś takiego człowieka dopada to jest to pytanie: „dlaczego ja?” i jak to jest możliwe w ogóle, że mnie się to przytrafiło. Jak dotykają nas takie rzeczy to jednak nie myślimy o tym, że no wszystkich innych ok, no może to dotyka, co też, no oczywiście, jest straszne. Ja też, jak moi rodzice mieli tę chorobę to ja codziennie też ich pytałam, czy oni już odzyskali ten smak i węch. I jak to u nich przebiega. Może gdzieś, nie wiem, podejrzewałam, że w końcu mnie też to dopadnie i to była chyba główna rzecz, o którą pytałam, a właściwie przecież ta choroba miała też inne objawy.
 
Ja tak całkowicie negatywnie to odebrałam. Bo rzeczywiście może można by to przekuć w takie doświadczenia, ok, no jak to jest żyć bez tego, ale ze świadomością, że to wróci. Ale była taka możliwość, że to może nie wrócić – i co wtedy? Czy to życie…? I też to, że to jest pewnego rodzaju składowa nas. Jedna z części takich podstawowych. Człowiek ma różne zmysły i ten jeden czy dwa, czy w połowie zostało to odebrane i tu już człowiek zaczyna się miotać i coś zaczyna być nie tak. I to też jest ciekawe, że to jest jakaś taka cząstka nas a już wprowadza taki zamęt i coś zaczyna źle funkcjonować w nas. Węch na przykład. Mamy piec gazowy i bałam się, że nie poczuję, że wiesz, że się będzie ulatniał gaz. I tak sobie pomyślałam o tym, ale też często jest tak, że ludzie tego nie czują. W ogóle tego nie czuć, jak się ulatnia, ale czasami czuć. No, tak że… Ale ja miałam tak megaczarne myśli, jeśli chodzi o te rzeczy? Ale też może chodzi o to, że ja mam taką depresyjną naturę i jakoś nie potrafiłam tego przekuć na coś innego. Chociaż nie, jest to jednak złe doświadczenie, nie widzę w tym nic pozytywnego.
 
To był listopad. Koniec listopada, bo mi się skończyła kwarantanna przed wigilią.
 
To było wegetariańskie chili, bo miało być bardzo ostre, ale ja nie czułam tej ostrości? Generalnie czasami rzeczywiście te dania są ostre, ale to nie jest złe ogólnie, da się do tego przyzwyczaić organizm. Mateusz się właśnie do tego przyzwyczaił i sam mówi, że szuka tej ostrości w potrawach i chce, żeby były mocniej doprawione. No czasami jak przesadzę no to wiadomo, że mogą być jakieś skutki uboczne, ale raczej było ok, nawet jak nie czułam tego smaku.
 
Myślę, że teraz jeżeli chodzi o smaki to tak na 10 to czuję 9. Że jednak czuję, że czegoś tam brakuje. Mam takie troszeczkę wrażenie przytępienia. I też mam wrażenie, że ciut te smaki są zmienione. Troszeczkę.
I wiesz co, jeszcze okazuje się, że pamięć mi źle działa. Mam wrażenie, że to jest przez tego koronawirusa, może też przez inne czynniki, ale wydaje mi się, że od tego momentu jest coś nie tak z moją pamięcią. Tak mi się wydaje.
 
A widziałaś taki film… Kurczę, jak on się nazywał? Właśnie ludzie tracili po kolei zmysły… I była też ta książka Saramago, bardzo dobra, czytałam ją! Świetny autor, ja bardzo lubię jego książki. On napisał jeszcze coś takiego… O pająku.
Wiesz, to jest ciekawe, że coś takiego nam się stało, a tutaj zrobili taki film, tylko, że tam po kolei każdy zmysł jest odbierany i jest to przerażające. No jak się odbierze nam zmysły to możemy przestać mieć kontakt z rzeczywistością. Jakby człowiek się stawał jakimś kartoflem, który nic nie czuje i nie ma kontaktu ze światem. Jest to szalone.
Ostatnia miłość na Ziemi, tak się nazywa ten film!
 
Ja też jak rozmawiałam z moim tatą i on dużo jadł w ciągu tej choroby i go pytałam, czy mu to nie przeszkadza, że on nic nie czuje, a on tak bardzo późno dostał z powrotem to czucie, węch i smak i powiedział, że jakoś mu to nie przeszkadza. Że on i tak lubi jeść. To jest też ciekawe, że on tak… Może sobie to wyobrażał?
Tagi: Brak tagów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są *