Marta

Jadłam pizzę. To nie była moja pierwsza kwarantanna, pierwsza była, kiedy wróciłam do Polski z Pragi. Miesiąc, dwa później – następna. Dostałam kwarantannę chyba od piątku, byłam kilka dni w domu i niby myślałam, że wszystko jest ok, że w ogóle kwarantanna kwarantanną i nic więcej i dostałam strasznego kataru. I po tym strasznym katarze, chyba we wtorek, jadłam jakąś kanapkę… nie wiem z czym, to musiała być jakaś pasta wegetariańska. I w trakcie jedzenia tej pasty stwierdziłam, że, cholera, nie czuję smaku. Tak się to zaczęło.
Później stwierdziłam, że jak i tak w sumie nie czuję smaku to nie muszę się wysilać jakoś specjalnie z przygotowywaniem tych rzeczy. Że to nie musi być jakiś extra-wow obiad wegetariański – grunt, żeby to miało jakieś składniki odżywcze. Więc tak naprawdę robiłam cokolwiek – to i tak nie miało smaku.
 
Miałam mrożoną pizzę, więc stwierdziłam, że sobie ją zostawię na ten czas jak już mi wróci smak – tego nie ruszałam. Jadłam proste rzeczy, jakiś makaron z sosem pomidorowym, miałam jeszcze jarmuż to dorzuciłam do tego i nie miało to żadnego smaku, chociaż samo to jedzenie jakoś też nie ma specjalnie smaku, jeśli tam się za dużo czosnku nie da. Albo kotlety sojowe jak już w ogóle mi się nie chciało nic robić. Wiesz, te takie za 2,80 zł. Lubię je, a poza tym po prostu je ugotujesz, wrzucisz na patelnię, podsmażysz i do tego ziemniaki, i już. Raz sobie zrobiłam zapiekankę z tym ostrym sosem tajskim to absolutnie było jak podeszwa. Jak kocham zapiekanki z różnymi dziwnymi rzeczami to to było totalnie w ogóle bez smaku. Może nawet zjadłam trochę mięsa z jakiegoś pseudogulaszu, co moja matka zrobiła, ale tak dosłownie łyżeczka. W sensie, więcej sosu i minimalistyczny kawałek mięsa, no i to było wszystko. No jakieś tam warzywa, sałatki, takie rzeczy. Buraki, o! buraki jadłam, bo wiem, że mają żelazo.
 
No i ta nieszczęsna pizza, którą chciałam wszystkim w rodzinie zrobić przyjemność! Jesteśmy na kwarantannie, zamówimy pizzę i będzie takie święto – i oni wszyscy czuli smak, tylko ja nie! A ja najbardziej kocham pizzę!
Więc zamówiłam chyba z 3 rodzaje pizzy, 1 z mięsem i 2 bez mięsa. Dla nich jakiś kurczak z czymś, a dla siebie zamówiłam z rukolą na śmietanie z czosnkiem, a na ta druga to jakaś zwykła wegetariańska. Nie czułam absolutnie nic. Tak mi się nie chciało w ogóle tego jeść, że zjadłam 1-2 kawałki, żeby nie być głodna i na tym się skończyło. Oczywiście, że na drugi dzień jeszcze to musiałam zjeść, bo jak już tyle tego zamówiłam to to jadłam. Milion razy odgrzewane, ale… Odgrzewana pizza jest jak karton, zwłaszcza taka z pizzerii, bo domową jak zrobisz na porządnym cieście, no to jest inna.
 
Trwało to prawie tydzień, z 5 dni może? To dziwne uczucie. Każdy powie, że dziwne. Takie… to jest to, wiesz? Źle powiedziałam, bo tam nie chodziło tylko o ten smak, ale ten pierwszy moment, kiedy się zorientowałam, że coś jest nie tak, to był moment, kiedy nie czułam zapachu, nie smaku. Tylko, że wiesz, nie czułam zapachu, ale nie doszłam do tego od razu, tylko jak już zaczęłam jeść to mówię – aha, to ja nie mam i węchu i smaku. I to było tak, że po prostu nie czułam zapachu wokół, ale nawet nie tak, że nie czułam zapachów jako takich, ale czułam… jakbym przez cały czas miała coś w nosie. Nie wiem, jak to opisać – to tak jakbym miała jakieś dziwne kwiaty w nosie. Które nie pachną. I to było takie uczucie. Że niby nic nie czuję, ale tak, jakbym czuła coś, co mam w nosie, w ogóle niewyrazistego. To nie jest tak, że w ogóle nic nie czujesz – ale czujesz jedną rzecz. Przez cały czas. Jedna mdła rzecz przez cały czas. Nawet nie wiem, czy to się odnosi w ogóle do zapachu. To było po prostu tak, jakby mi ktoś coś wsadził do nosa, ale coś delikatnego. Nic mocnego jak chrzan, ale raczej jak jakiś delikatny kwiat, który praktycznie nie pachnie. Jak niezapominajki.
I coś takiego jakbym miała w nosie i to tak jakby mi blokowało dojście innych zapachów, które przychodzą z zewnątrz.
Jestem u rodziców, więc jest tam pies, a pies też ma specyficzny zapach – zapach psa, i tego absolutnie nie czułam. A że tego nie mam to się kapnęłam po dłuższym czasie. Dopiero jak zaczęłam jeść to stwierdziłam, że – aha, coś się dzieje.
 
A jak mi wracał ten smak i węch to było takie uczucie… tak jak wcześniej czułam się jakbym miała w nosie coś, co nie ma wyrazistego zapachu, to zaczęłam czuć się tak, jakby to, co jest w nosie ten zapach zaczęło mieć. I tak jak kiedyś się opisywało, że święci czują zapach fiołków to ja nagle zaczęłam czuć jakiś inny zapach kwiatowy, ale już mocny. Dlatego mówiłam o kwiatach, które nie pachną, bo kiedy ten zapach zaczął wracać to tak jakby nagle… tak z niczego nic! Siedzę po prostu, godzina 18:00, więc cały dzień nie miałam smaku, i siedzę na kanapie i nagle mówię sobie – kurde, jakieś kwiatki tutaj śmierdzą! To był taki intensywny zapach słodkich kwiatów – a ja nienawidzę słodkich zapachów. No i mówię sobie – aha! To spróbuję coś zjeść. I wzięłam kanapkę z jakąś pastą z czosnkiem, żeby było intensywne i rzeczywiście coś poczułam. Zaczęło mi wracać. Powoli, ale wracało.
I zaczęło się od tego węchu. Tak jak te zmysły traciłam – najpierw węch, a potem smak, tak samo zaczęły wracać.
Tagi: Brak tagów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są *